[1945-1948] hm. Irena Makowska z d. Charkowska –

Harcerskie wspomnienia z pracy w Hufcu Płock

1945 1948 Było to w lutym 1945 roku: rozpoczęła się nauka w Koedukacyjnym Gimnazjum Handlowym w Płocku, dalej nazywanym popularnym skrótem Handlówka. Mimo przerośniętego wieku – wiele z nas miało po 16-18 lat i więcej – garnęliśmy się tłumnie do nauki. Radość z powodu odzyskania wolności była tak wielka, że nic sobie nie robiliśmy z tego, że dokuczające w szkole zimno zmuszało nas do siedzenia w paltach, a nawet w rękawiczkach, a siedzenia trzeba było przynieść z własnego domu. Radziliśmy sobie jakoś nie mając książek i zeszytów. Wkrótce po rozpoczęciu nauki dowiedziałam się, że powstaje w szkole harcerstwo i to zarówno drużyna męska jak i żeńska. Bardzo mnie to ucieszyło, bo harcerstwo znałam dobrze: dwie moje starsze siostry należały do harcerstwa przed wojną a ja także zdążyłam być harcerką w roku szkolnym 1938/39. Teraz, kiedy okrutna wojna, która zabrała nam ponad pięć lat cudownej młodości zakończyła się, tak bardzo chciało się działać, robić coś dla odradzającej się ojczyzny. Pierwszymi drużynowymi w Handlówce byli uczniowie najstarszej klasy: w drużynie żeńskiej dh Zofia Słowikowska, a w męskiej dh Janek Starościński. Z całym przejęciem uczestniczyłam w życiu naszej drużyny i w nagrodę zostałam wytypowana na kurs dla zastępowych zorganizowany przez komendę Hufca Płockiego w kwietniu 1945 roku. W tym czasie hufce męski i żeński działały pod jednym kierownictwem dh Ryszarda Wodzyńskiego, wspomaganego przez grupę przedwojennych instruktorów (dh Kozłowski, Kucharski, Gontarski, Szwajgertowie). Po skończonym kursie odbyło się uroczyste złożenie przyrzeczenia harcerskiego w Stanicy Harcerskiej na Kolegialnej. Zostałam zastępową i byłam szalenie przejęta swoją rolą.

    Pilnie ćwiczyłyśmy musztrę, by dobrze wypaść na pochodach z okazji 1. maja, 3. maja i 9. maja. Bardzo byłyśmy dumne maszerując przed mieszkańcami miasta i otrzymując ogromne brawa. Te druhny, które były już szczęśliwymi posiadaczkami mundurów, szły dumnie na przedzie, a na piersiach niektórych lśniły krzyże harcerskie. Wiosną, Komenda Hufca zorganizowała w Borowiczkach pod Płockiem pierwszy harcerski biwak. W niedzielę, o szóstej rano wyruszyliśmy do miejsca biwakowania, gdzie z ogromną radością realizowaliśmy bogaty program zdobywając szereg sprawności. Zmęczeni, ale zadowoleni wracaliśmy ze śpiewem do Płocka. Nasze zbiórki pełne były śpiewu, musztry. Nie mając starszych, doświadczonych instruktorek same musiałyśmy dokształcać się, aby wiedzę harcerską przekazywać swoim harcerkom. W lipcu tego roku nastąpiło przekazanie hufca żeńskiego:

       …z dniem 21.7.45 r. przekazuję Hufiec Żeński p.o. Hufcowej dh Czerwińskiej. Męska Komenda harcerzy dziękuje druhnom za dotychczasową współpracę i życzę dalszej owocnej pracy pod nową Komendantką. Czuwaj! Płock, dn. 22 lipca 1945, Hufcowy: (-) R. Wodzyński phm

      Rozkaz L1. 1. Na podstawie pisma Głównej Kwatery Harcerek z dnia 7.YII.1945 r. L.dz. 275/45 obejmuję kierowanie pracą Hufca Harcerek na terenie powiatu płockiego i reprezentowanie go wobec władz miejscowych.

2. Mianowanie p/o drużynowych potwierdzam.

3. Zgłoszenia na obóz dla p/o drużynowych przyjmuję do dnia 23 bm.

4. Obóz dla zastępowych odwołuję na terenie powiatu płockiego z powodu braku sił instruktorskich.

5. Dziękuję Komendzie Hufca Męskiego za pracę dotychczasową i proszę o dalszą współpracę.

Czuwaj! (-) Janina Czerwińska, p/o Hufcowa (…)

     W lipcu 1945 r. zorganizowany został przez Komendę Chorągwi Mazowieckiej w Osowcu k/ Grodziska Mazowieckiego obóz szkoleniowy CAS. Na ten obóz wyjechało z Płocka około 20 harcerek pod, opieką dh Janiny Czerwińskiej. Do Warszawy popłynęłyśmy statkiem. Miałyśmy z sobą bardzo ciężkie plecaki, ponieważ trzeba było zabrać ze sobą żywność i cały ekwipunek obozowy (sienniki, koce, prześcieradła). Nawet chleb dźwigałyśmy. Tak objuczone dotarłyśmy pieszo z Powiśla aż na ulicę Wiejską. Nie zapomnę nigdy przedzierania się przez zwały gruzów zniszczonej stolicy. Po odpoczynku i ogólnej zbiórce wymaszerowaliśmy dużą kolumną do ulicy Nowogrodzkiej, gdzie była stacja kolejki elektrycznej do Grodziska Mazowieckiego skąd pojechaliśmy do Osowca (Radziejowic). Na kursie w Osowcu zdobyłyśmy wiele wiadomości teoretycznych i sprawności. Życie na obozie nie było łatwe ze względu na słabe wyżywienie, brak ciepłej wody i bardzo wiele zajęć, ale zawsze wspominam ten pierwszy swój obóz jako coś wspaniałego!

     Nowy rok szkolny 1945/46, to intensywna praca w drużynach. W związku z harcerską akcją repolonizacji Ziem Zachodnich nawiązała nasza drużyna, III Żeńska Drużyna Harcerska im. Królowej Kingi, kontakt ze szkołą na Mazurach. Zdobywałyśmy dla nich książki, tak szkolne jak i inne, wysyłałyśmy im, a na Święta Bożego Narodzenia z własnych, składkowych produktów upiekłyśmy w piekarni ciastka i pierniki, aby wysłać dzieciom zaprzyjaźnionej szkoły.

     W ramach prac społecznych opiekowałyśmy się również biedną rodziną mieszkającą niedaleko naszej szkoły. Dzieciom tej rodziny urządziłyśmy choinkę i dałyśmy prezenciki.

Opiekowałyśmy się również ludźmi starymi i chorymi. Każda harcerka powinna codziennie spełnić, chociaż jeden dobry uczynek i starałyśmy się wypełnić ten obowiązek. Drużyna nasza pomagała w prowadzeniu w szkole sklepiku uczniowskiego sprzedając w czasie przerw bułki, przybory szkolne i inne drobiazgi. W nowym roku szkolnym drużynową w naszej drużynie została dh Krystyna Lemanowicz, a ja byłam jej przyboczną. W tym samym czasie drużynowym drużyny męskiej został dh Janusz Jabłoński. Z myślą o harcerskim lecie obydwie nasze drużyny miały ochotę zarobić trochę pieniędzy na sprzęt obozowy. W tym celu postanowiono wystawić wspólnymi siłami Jasełka.   Włożyliśmy w to niemało wysiłku i impreza udała się tak, że musieliśmy powtórzyć przedstawienie kilka razy. Wśród najbardziej aktywnych i zaangażowanych byli dh: Krysia Lemanowicz, Janusz Jabłoński, Janek Starościński i Stefan Krusiewicz. Nie była to jedyna impreza artystyczna naszej drużyny. Często odbywały się kominki artystyczne w wielu drużynach i wzajemnie się na nie zapraszaliśmy. Muszę podkreślić fakt, że my, harcerki i harcerze do różnych działań artystycznych i turystycznych staraliśmy się wciągać również młodzież niebędącą w ZHP. Ponieważ nasza drużynowa musiała intensywnie przygotowywać się do matury, ja objęłam funkcję drużynowej. W Komendzie Hufca nastąpiła zmiana i na miejsce dh Czerwińskiej przyszła dh Janina Niegodzisz lecz, niestety, wkrótce wyszła za mąż i dopiero przyjście dh Kazimiery Hałłasowej, która była profesorką w Małachowiance sprawy hufca żeńskiego nabrały rumieńców. Uformował się nowy skład Komendy Hufca:

      Kazimiera Hałłasowa – komendantka  

      Irena Charkowska (ob. Makowska) zastępczyni

      Zofia Lucyna Majewska (ob. Regulska) – skarbniczka

      Barbara Krusiewicz (ob. Śliwińska) sekretarz

      Irena Ruszczak Bożena Pernej (ob. Gutkowska) Halina Kłodecka

 W wakacje 1946 roku hufiec żeński zorganizował w Łącku obóz – kurs zastępowych. Siedzibą obozu był pałac Łącki (była rezydencja Rydza Śmigłego), a uczestniczyło w nim 85 harcerek. Komendantką obozu była dh Hałłasowa, a ja pełniłam funkcję oboźnej. Oczywiście, że w komendzie obozu były inne druhny, ale pamiętam tylko, że była Ludka Majewska i Basia Krusiewicz. Był to bardzo dobry obóz. Nawet wyżywienie – jak na owe czasy – było niezłe: dostałyśmy z Caritas (pomoc UN- KRA) sporo kaszy jęczmiennej, smalcu, cukry i kakao. Głowiłyśmy się, w jaki sposób podawać harcerkom tę kaszę i spróbowałyśmy gotować ją na sypko i już w menażkach, posypywać ją kakaem zmieszanym z cukrem; na gorącej wodzie z kaszy tworzyła się czekoladowa polewa, która okazałą się przysmakiem uczestniczek obozu.

    Na Łąckim obozie wyszkoliłyśmy sporą grupę dziewcząt, które po wakacjach prowadziły zastępy i drużyny. W czasie obozu odbywały się częste ogniska i najczęściej naszymi gośćmi była męska drużyna z Gostynina, która rozbiła namioty po drugiej stronie jeziora. Oczywiście nasz obóz chętnie rewizytował ogniska urządzane przez druhów. Kiedyś zdarzyła się zabawna historia; nad wieczorem cały obóz przygotowywał się do ogniska, w którym mieli brać także udział gostynińscy harcerze. Ponieważ na ognisko szli wszyscy, osobiście pozamykałam sale i okna, a klucze miałam przy sobie. Przed pałacem stała warta, więc spokojnie poszłam z całym obozem na polanę. Jakież było moje i nie tylko moje zdumienie, kiedy harcerze zaczęli występować w naszych kolorowych sukienkach, które przecież pozostawiłyśmy w pałacu. Było dużo śmiechu i zamieszania, ale kilka z nas pobiegło z powrotem do pałacu: drzwi nadal na klucz zamknięte, okna także pozamykane, a przez salę jakby przeszedł huragan, czy tajfun. Okazało się, że harcerze wypatrzyli piwniczne przejście i tamtędy dostali się do naszych sypialni. I tak trzeba było wykupywać nasze własne rzeczy jako fanty, a płaciło się śpiewem, skeczem czy wierszem. Oczywiście my nie pozostałyśmy im dłużne i już wkrótce zrobiłyśmy podchody i z ich namiotów zabrałyśmy proporce, a im samym zrobiłyśmy fałszywy alarm. W listopadzie 1946 roku zaczęła się historia drużyny artystycznej, która powstała w oparciu o krąg starszoharcerski Małachowianki Drużynowym był dh Maciej Sandomierski, ale kierownikiem i duszą tego artystycznego przedsięwzięcia był dh Wacław Milke, który wrócił właśnie z obozu koncentracyjnego. Zgodnie z początkowym założeniem, harcerki i harcerze pełniący funkcje w drużynach, mieli w zespole artystycznym przyswajać sobie umiejętności artystyczne, by je wykorzystać w pracy swych drużyn. Najpierw urządzone zostały Andrzejki w sali Stanisławówki. Były to pierwsze tak piękne występy i oglądało je wielu mieszkańców Płocka, w tym nasze rodziny. Sukces zachęcił do przygotowania następnej imprezy i Zapusty Staropolskie podbiły cały Płock. Impreza powtarzana była w kinoteatrze Przedwiośnie wiele razy. Niestety, w drużynach zaczęło dziać się źle, bo drużynowe i drużynowi, przyboczne i przyboczni, a czasem i zastępowi zajęci działalnością artystyczną nie mieli już czasu dla normalnej pracy harcerskiej. Ci, których nie skusił blask działalności artystycznej i pozostali w drużynach, dwoją się i troją, aby sprostać zadaniom normalnej pracy harcerskiej. Prowadziłyśmy drużyny w szkołach średnich i drugie w szkołach podstawowych, ale to nie wyrównywało braku kadry w drużynach. Należało jak najprędzej szkolić nowych zastępowych. W przerwie zimowej zorganizowany został kurs dla komend hufców. Odbył się on w Olczy k/ Zakopanego. W kursie tym uczestniczyło nas dwie: Basia Krusiewicz (ob. Śliwińska) i ja. Kurs był bardzo intensywnie prowadzony i wiele się nauczyłyśmy. A ileż pięknych przeżyć łączy się z tym kursem: pierwszy raz zobaczyłam góry, cudowne, ośnieżone góry! Urzekło mnie na zawsze ich piękno. Muszę też opisać harcerskie powitanie Nowego Roku 1946/47 tam, na kursie. Poszłyśmy wieczorem spokojnie spać, aż tu nagle późnym wieczorem alarm! Otrzymałyśmy zadanie: w oznaczonym terenie, na górce, są na choince świeczki i który zastęp pierwszy je znajdzie, ten je pierwszy zapali. Ileż było napięcia i wysiłku, aby być tym najlepszym zastępem! Mróz ostry, śnieg skrzypi pod stopami, a gdy wchodzimy pod górkę często zdarza się zjeżdżać w dół i znów drapać się pod górę. Wreszcie któremuś zastępowi udaje się odnaleźć drzewko ze świeczkami i już pali się świeczka, jedna, druga – szalona radość, ustawiamy się promieniście zastępami wokół choinki, a naczelniczka odczytuje rozkaz. Potem jeszcze krótka gawęda i życzeniami powitaliśmy nowy 1947 rok. Piękną zimową nocą wracamy szczęśliwe i pełne wrażeń. Umiejętności zdobyte na kursie bardzo się nam przydawały w codziennej pracy harcerskiej, a urocze wspomnienia zostały na całe życie.

      W wakacje 1947 roku komenda hufca zorganizowała dwa obozy: dla starszych harcerek był obóz w Karpowie na Dolnym Śląsku. Uczestniczyły w nim 94 harcerki, a najlepiej zapamiętanym szczegółem były kluski z jagodami – ulubione (i najczęstsze) danie obozowe. Młodsze harcerki były na obozie w Wykowie koło Płocka w sierpniu. Jesienią tego roku rusza znów praca w drużynach i zastępach naszego hufca. Nasza III ŻDH (Handlówka) kontynuowała zbiórkę książek dla podopiecznej szkoły na Mazurach i chcąc zdobyć fundusze na wzbogacenie sprzętu obozowego postanowiliśmy ponownie przygotować jakieś przedstawienie z okazji choinek noworocznych. Już nie pamiętam tytułu i treści tego przedstawienia, ale wiem, że było to coś o zimie, śnieżynkach i dzieciom bardzo się podobało. Wystawiłyśmy to przedstawienie dodatkowo dla dzieci pracowników Fabryki Maszyn Żniwnych i otrzymałyśmy za to zapłatę, a za pomoc w rozdawaniu paczek choinkowych i my także dostałyśmy paczki ze słodyczami. Za zarobione pieniądze kupiłyśmy kocioł, miski i jakieś inne sprzęty potrzebne na obozie. Przypominam sobie inne przygody związane z naszymi artystycznymi praktykami. Kiedyś nasze drużyny z Handlówki (żeńska i męska) wspólnie przygotowały program artystyczny, aby z nim wyjeżdżać do pobliskich wsi w tych pierwszych po okupacji latach wszyscy byli spragnieni polskich pieśni, wierszy i w ogóle polskiego słowa. Pamiętam nasz wyjazd statkiem do Duninowa. Występowaliśmy tam dwukrotnie, a z powrotem trzeba było wracać pieszo do Płocka. Stąd zdarzało się, że nie byliśmy w poniedziałek zbyt dobrze przygotowani do lekcji (ja wtedy starałam się nie być w mundurku harcerskim). Pamiętam, że wtedy na statku spotkała nas nieprzyjemna przygoda: zaginął bagaż, w którym były cywilne ubrania harcerzy, a między innymi jedyne spodnie któregoś z harcerzy (on jechał w stroju ludowym). Niestety nasze drużyny musiały składać się na odkupienie straconych ubrań. W tym samym roku komenda hufca żeńskiego ogłosiła konkurs: Bieg do sztandaru. Nasze Koło Przyjaciół Harcerek (moja Mamą też należała) obiecywało sprawić sztandar naszemu żeńskiemu hufcowi. Drużyny starały się wypaść jak najlepiej w tym konkursie. Udało się naszej drużynie zdobyć pierwsze miejsce. Pod koniec kwietnia 1948 roku nastąpiło poświęcenie sztandaru w Kościele farnym, a przed Ratuszem Rada Przyjaciół wręczyła go Komendantce Hufca, dh K. Hałłasowej, która przekazała go na ręce pocztu sztandarowego, w którym ja miałam zaszczyt być, chorążym. Odbyło się także uroczyste wbijanie gwoździ sztandarowych. Ponieważ z nadchodzącą akcją letnią było coraz więcej pracy w hufcu, a i mała matura tuż, tuż, musiałam przekazać swoją drużynę przybocznej, a sama zajmowałam się tylko pracą w hufcu. W maju pojechałyśmy obydwie z dh Komendantką na Dolny Śląsk w celu znalezienia miejsca na obóz letni. Znalazłyśmy się w Stroniu Śląskim k/ Lądka Zdroju. Były to przepiękne strony! Wzgórza, lasy i doliny. Dzięki pomocy wojska – wozili nas łazikiem – znalazłyśmy odpowiedni teren we wsi Młynów k/ Stronia Śląskiego. O wybraniu tego miejsca zdecydowały czynniki ekonomiczne, a więc możliwość transportu, bliskość osiedli ludzkich, co dawało możliwość zakupu produktów żywnościowych. Uzgodniłyśmy wiele spraw wyżywieniowych z piekarzem, rzeźnikiem, a nawet sprawę dostarczenia słomy do sienników (umowa z gospodarzem). Przed wyjazdem wszystkich uczestników obozu wyjechała nasza grupa kwatermistrzowska, aby przygotować warunki dla wszystkich. A cały obóz liczył sobie 365 harcerek i ich podopiecznych. Tak, albowiem kuratorium podrzuciło nam grupę dzieci z zakładów wychowawczych. Były tam dzieci z rodzin rozbitych, sieroty i dzieci tzw. Trudne. Obóz składał się z wielu podobozów grupujących harcerki z tej samej szkoły, a więc były Reginki, Jagiellonka, Handlówka, Igiełki i Pedagogiczne. Szkoły podstawowe i komendę obozu umieszczono w szkole. Trzeba tu jeszcze dodać, że na obóz jechało się w wagonach towarowych prawie trzy dni! Dzisiaj, z perspektywy minionych lat szczególnie podziwiam naszą komendantkę, która odważyła się poprowadzić taki duży obóz mając u boku młodą, niedoświadczoną kadrę instruktorską. A jakie to jeszcze były niebezpieczne czasy! Dawałyśmy sobie jednak dzielnie radę, mimo że cały sprzęt i produkty żywnościowe musiałyśmy nosić same. Na tym obozie po raz pierwszy wystąpiła Harcerska Służba Polsce, co wyrażało się w naszej pracy, ponieważ oprócz naszych harcerskich zajęć codziennie od 9:00 do 13:00, pracowałyśmy przy pieleniu lnu, pielęgnacji szkółek leśnych, zbieraniu jagód. Zarobione pieniądze przeznaczane były na polepszenie wyżywienia. Podobozy gotowały same otrzymując prowiant z obozu głównego. Lasy dostarczały nam dużo jagód i grzybów, a bardzo smakowały nam ziemniaki lub kluski z sosem grzybowym. Ponieważ do sklepu było daleko, otworzyłyśmy w obozie sklepik obozowy, w którym można było kupić słodycze, kartki, znaczki itp. Duże zakupy robiłyśmy w hurtowni w Lądku Zdroju lub w Kłodzku i tam najczęściej jeździłam z Komendantką. Bardzo często urządzałyśmy ogniska, przygotowywały je podobozy, a czasami cały obóz. Specjalnie uroczysty program przygotowywałyśmy na 22 lipca, ponieważ na nasze ognisko przychodziło dużo miejscowej ludności. Po przedpołudniowej defiladzie w Stroniu Śląskim, w której uczestniczyła duża grupa naszych harcerek oraz wiele innych obozów i kolonii, zaczęłyśmy późnym popołudniem nasze uroczyste ognisko z dużą częścią artystyczną. Był to montaż słowno – muzyczny o polskich żołnierzach walczących na różnych frontach ostatniej wojny. Wszystko na początku przebiegało właściwie, ale gdzieś w połowie programu zaczął się dziwny ruch, widzowie (a było wielu mieszkańców okolicznych wsi i kolonie) pospiesznie się oddalali wołając: banda, banda! Aby nie dopuścić do paniki dh Komendantka dała rozkaz dalszego prowadzenia ogniska, więc siedziałyśmy śpiewając swoje harcerskie piosenki. Z lasu wyszło paru mężczyzn, podeszli do ogniska rozmawiając ze sobą. Pamiętam tylko, że mieli na sobie skórzane kurtki i wysokie buty z cholewami, tzw. oficerki. Kazali nam skończyć to śpiewanie, więc spokojnie zeszłyśmy z polany na górce do swoich namiotów. Nazajutrz dowiedziałyśmy się, że zabili we wsi sekretarza partii czy sołtysa. Przyznam się, że z trudem opanowałyśmy strach przed, ewentualnością następnej wizyty gości z lasu, ale mając pod opieką tyle harcerek nie mogłyśmy pozwolić sobie na okazanie choćby cienia lęku. Społeczność miejscowa okazywała nam wiele życzliwości, co pozwalało na spokojne prowadzenie obozu dalej. Dziewczynkom z zakładu wychowawczego sióstr zakonnych tak się spodobało życie harcerskie, że po powrocie do Płocka uprosiłyśmy siostry, aby im pozwoliły utworzyć drużynę harcerską. Siostry zakonne zwróciły się do dh komendantki z prośbą, abym ja poprowadziła tę drużynę. Zgodziłam się, gdyż dziewczynki gorąco o to prosiły i co niedziela, czasami, co dwa tygodnie, zabierałam je na harcerskie wędrówki bliższe i dalsze. Nawet w święta odwiedzałam swoje harcerki, ponieważ wiele z nich było sierotami i nie miały, dokąd jechać. Dziewczynki wyczekiwały na moje przyjście i mówiły, że te harcerskie niedziele, to ich jedyna radość. Prowadziłam tę drużynę do lipca 1948 roku, a ponieważ już od stycznia tego roku podjęłam pracę zarobkową, a i w harcerstwie zaczęło być inaczej, więc moje harcerskie działanie osłabło. Potem małżeństwo, wyjazd z Płocka…

Przebieg działalności harcerskiej Ireny Charkowskiej Makowskiej oraz późniejsze lata pracy w Komendzie Hufca ZHP w Płocku i Chorągwi Płockiej ZHP oraz otrzymane tytuły i odznaczenia

Do 1939 roku – rok w szeregach ZHP;

III-V. 1945 – Szeregowa;

V.1945 – Przyrzeczenie harcerskie, objęcie funkcji zastępowej;

1946-48 – Drużynowa III Żeńskiej Drużyny Harcerek im. Królowej Kingi ( Handlówka );

VI. 1945 – Kurs zastępowych w Osowcu k/ Grodziska Mazowieckiego; VII.

1946 – Oboźna na obozie w Łącku k/ Płocka; XII.1947 I.1948- Kurs dla komendantów w Olczy k/ Zakopanego;

VII.1948 – Oboźna na obozie w Młynowie k/stronia Śląskiego; 1946-1948 – Harcerska Drużyna Artystyczna (członek zespołu);

1946-1947 – Założenie drużyny w Chełpowie k/ Płocka;

1947-1948 – Drużynowa drużyny w zakładzie wychowawczym sióstr zakonnych w Płocku;

 1947 1948 – Zastępca Komendantki Żeńskiego Hufca ZHP Płock – miasto i powiat;

1948 1975 – Przerwa w działalności harcerskiej;

 rok 1975 – Zastępca, a następnie przewodnicząca Komisji Historycznej Komendy Hufca ZHP w Płocku. Później przewodnicząca Komisji Historycznej Komendy Chorągwi Płockiej ZHP;

 rok 1979 – Na obozie w Jazach k/ Płocka otrzymała stopień podharcmistrza;

czerwiec 1982 – Uchwałą Głównej Kwatery ZHP otrzymała Krzyż Za zasługi dla ZHP ;

13 maja 1987 – Rozkazem Komendanta Chorągwi Płockiej L 13/87 otrzymała stopień harcmistrza;   6  maja 1988 –   Rozkazem Komendanta Chorągwi Płockiej ZHP L 4/88 otrzymała tytuł Instruktor Senior ZHP ;

 25 października 1989- Rozkazem komendanta Chorągwi Płockiej ZHP L 7/89otrzymała odznakę Zasłużony Instruktor Chorągwi Płockiej ;

15 grudnia 1991 – Rozkazem Komendanta Hufca L11/91 otrzymała odznakę Hufca w Płocku.

Materiał pozyskany od rodziny Dh Makowskiej